Dark witches will burn in hell…

           To dopiero była jazda bez trzymanki, że hej!!! Kiedy zawitały do nas czarownice prosto z Łysej Góry i odstawiły popisową polkę, wymachując przy tym miotłami, to aż kurz się unosił i w oczach nam pociemniało. Dodatkowo magicznego klimatu dodawał wystrój na piętrach (stare naczynia, kołowrotki, różne przedmioty codziennego użytku, których przeznaczenie nie do końca byliśmy w stanie zrozumieć) – dosłownie jakbyśmy przenieśli się w czasie do innej epoki.
          Jednak zacznijmy od początku, a było to tak: Za górami za lasami żyła sobie królewna z krasnoludkami… Sorki to nie ta bajka – Hahaha. Chyba tak to szło: Pewnego razu mała dziewczynka w czerwonym kapturku została wysłana przez swoją mamę do babci, aby zanieść jej koszyczek … Eeee też nie tak. Był sobie chłopiec o imieniu Jaś i dziewczynka o imieniu Małgosia, nie mogąc powstrzymać się od łakomstwa, gdy tylko zobaczyli w lesie domek z piernika należący do czarownicy lub baby Jagi (jak ją tam zwał) zaczęli go pożerać, więc wcale dziwnym nie jest, że kobiecina się wkurzyła i za karę postanowiła ich zjeść.
           Jednakże do tego etapu już doszliśmy, gdyż czarownice nas odwiedziły. Oprócz odwiedzin sławnych lasek latających na miotłach tam i z powrotem dla własnej radochy (często bez wyraźnego celu) nasze wychowawczynie Panie Magda i Małgorzata zaprosiły też całą „plejadę gwiazd” naszej szkoły na czele z Panem A.Miszczykiem naczelnym dowódcą sił zbrojnych Awansu, jego dwoje zastępców, czyli Pana S.Lewandowskiego oraz Panią W.Madej- Kotecką. Oczywiście nie mogło też zabraknąć dodatkowych kul armatnich w postaci Pani D. Szałas, E. Dudały i W.Żmijewskiej, czyli dyrekcji burs Bartka ,Awansu i naszej Magneticy. To tak na wszelki wypadek, gdyby czarownice za bardzo się rozbrykały i trzeba byłoby zbrojnej interwencji w postaci armat – Uaaahahaha Jednak wracając do tematu …Prezentacja „ Świętokrzyskie jakie cudne”, rozpoczynająca imprezę była suuuper, mogliśmy również zobaczyć stroje regionalne, o których dowiedzieliśmy się sporo od naszych pań, które nawet w nich paradowały niczym rusałki na płatkach kwiatów. Śpiewnym krokiem, lecz niezbyt pewnym, poganiani miotłami przez czarownice wyruszyliśmy piętro niżej, nie wiedząc co nas tam czeka.
           Tu po raz kolejny ukazał się oczom naszym widok jak z bajki. Odgadniecie jaki? Oczywiście nasz ulubiony, czyli sowicie zastawiony stół jak na wypasionym, wiejskim weselu… Panie Małgorzata i Magda zakomunikowały nam, że to poczęstunek dla wszystkich, więc zasiedliśmy do wspólnego biesiadowania „jedząc, pijąc, lulki paląc …” i śpiewając, a uczta była nie lada. Składały się na nią wiejskie regionalne przysmaki: kiełbachy, kaszanki, szynki, kiszone ogóry, zalewajka, bigos, sałatki, pajdy chleba ze smalcem domowej roboty i kto by spamiętał co jeszcze. Dla Pani Magdy i Pani Małgosi 10/10 punktów, zresztą nie tylko dla nich, dla wszystkich wychowawców „Magneticy”, którzy na swój sposób przyczynili się do zorganizowania nam tej imprezy i iście królewskiej uczty.
           I co? Niech tylko ktoś spróbuje nam teraz powiedzieć, że świętokrzyskie nie jest cudne …