Jest 3 maja pobudka z samego rana, długi weekend w toku, a my w wielkim szoku... Dlaczego? Pewnie się zapytacie. Zaczynamy więc opowieść od początku, powoli, po trochu. Otóż Pani Małgorzata zaproponowała nam wyjście na spacer i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że mieliśmy zwiedzać zabytki Kielc. Sprężyliśmy się wskoczyliśmy w odpowiednie odzienie, maski na twarz dla niepoznaki i wyruszyliśmy pewnym krokiem. Było nas całkiem sporo, bo każdy chciał się wyrwać z czterech ścian i rozprostować kości. Po drodze dołączył do nas Pan Paweł Jarosz, jak się okazało, przewodnik zwerbowany przez Panią Małgosię i już zaczęło robić się coraz ciekawiej. Nasza wycieczka objęła swym zasięgiem full wypas zabytków, takich jak np. Katedra pw. Wniebowzięcia NMP, Pałac Biskupów Krakowskich, Rynek, Pałacyk Zielińskiego, Plac Artystów, Park Miejski im. S. Staszica i inne, których nie sposób spamiętać.
        Prawda jest taka, że od natłoku informacji czachy zaczęły nam dymić tak niemiłosiernie, że tylko szara smuga się rozpościerała za nami w odległości pewnie jakiś 300m co najmniej. Przez chwilę nawet zaczęliśmy się zastanawiać, czy któryś z przechodniów nie zadzwoni po straż pożarną, ale na szczęście na koniec odwiedziliśmy lodziarnię, gdzie każdy mógł wybrać, spośród gamy smaków to, co mu najbardziej odpowiadało. W ten oto sposób nasz zapał został ugaszony, a siwy dym rozpłynął się w powietrzu niczym mgła od promieni słońca.
        Wracając można śmiało powiedzieć, że nogi odmawiały nam posłuszeństwa i tu nasuwa się kawał, który zawsze jest na czasie jak idzie dwóch turystów i jeden mówi do drugiego: "Już nóg nie czuję- to powąchaj moje"- odpowiada drugi. Hahahaha, Uaaahahahaha...!